W lipcu pisaliśmy w "Poradniku Zdrowie" o problemach pacjentek chorujących na raka szyjki macicy z dostępem do nowej immunoterapii, która znalazła się w wykazie refundowanych świadczeń 1 kwietnia 2024 roku.
Wówczas, według oficjalnych danych, lek dostawało zaledwie 5 kobiet. Według ostatniej aktualizacji, jaką udostępnił NFZ i Ministerstwo Zdrowia, leczonych jest "już" 6 pacjentek. To wciąż skandalicznie mało. Jak ten stan tłumaczą urzędnicy?
Rak szyjki macicy - pacjentki w dramatycznej sytuacji
W związku ze zgłaszanymi przez pacjentki problemami, Ogólnopolska Federacja Onkologiczna skierowała pod koniec sierpnia do Narodowego Funduszu Zdrowia i Ministerstwa Zdrowia pisma z pytaniami o przyczyny, dla których Polki znalazły się w tej dramatycznej sytuacji oraz o realny termin rozwiązania problemu.
W dokumencie podpisanym przez Dorotę Korycińską, prezeskę OFO, przypomniano, że skuteczne leczenie raka szyjki macicy to jedna z najpilniejszych potrzeb w polskiej onkologii, gdyż to nowotwór, który należy do głównych przyczyn zgonów Polek i stanowi aż 10 proc. wszystkich nowotworów.
Prezeska OFO zwróciła też uwagę na absurdalną sytuację, w której pacjentki, mając teoretycznie prawo do refundacji, wciąż są zmuszone prowadzić zbiórki środków na leczenie, żeby ratować życie.
Polecany artykuł:
Brak nowego leku dla pacjentek z rakiem szyjki macicy - odpowiedź NFZ
Narodowy Fundusz Zdrowia udzielił odpowiedzi OPO już we wrześniu. Pod dokumentem, z up. prezesa, podpisał się zastępca prezesa NFZ ds. służb mundurowych, Miłosz Anczakowski.
Wynika z niego, że moment podpisania umów na nowy program lekowy był bardzo różny w poszczególnych województwach i w niektórych udało się to zrobić dopiero we wrześniu, a w woj. pomorskim wcale.
Anczakowski potwierdził leczenie zaledwie 6 kobiet, chociaż przyznał, że dysponuje danymi z lipca, więc coś mogło się zmienić. Jako główną przyczynę opóźnień wskazał problemy finansowe poszczególnych oddziałów.
Podkreślił, że "znaczący wpływ na powstały deficyt finansowy zgłaszany w oddziałach wojewódzkich, poza obejmowaniem refundacją kolejnych kosztochłonnych terapii lekowych, ma również zmiana źródła finansowania leków finansowanych dotychczas ze środków Funduszu Medycznego".
Dalej zastępca prezesa NFZ wskazuje konkretnych "sprawców" kłopotów pacjentek chorych na raka: to terapie "wysokokosztochłonne", stosowane w leczeniu mukowiscydozy.
Trzeba przyznać, że powyższy dokument jest dość zaskakujący, a ktoś złośliwy mógłby nawet zapytać, czy leci z nami pilot.
NFZ nie jest w stanie ustalić na bieżąco, w dobie cyfryzacji, ile pacjentek ma przyznaną refundację z NFZ? Takie dane jeszcze niedawno otrzymywałam jako dziennikarka z dokładnością do jednego dnia - dotyczyły leków stosowanych w innych programach lekowych.
W jaki sposób zatem szacuje się, że na dane leczenie Polskę stać, skoro nie znamy precyzyjnie zapotrzebowania i jego realizacji?
NFZ sugeruje, ze w Polsce najpierw pacjentom przyznaje się prawo do refundacji, a dopiero potem kombinuje, skąd wziąć na to pieniądze?
Wyjątkowo niefortunne jest "obwinianie" jednych programów lekowych za opóźnienia w innych. Wygląda to niemal jak szczucie jednych umierających, "kosztotwórczych" ludzi na innych, równie ciężko chorych.
Ciekawe, czy pan prezes zdaje sobie sprawę, że wśród chorych na mukowiscydozę są jeszcze setki takich, którzy nie zostali objęci refundacją, potwornie cierpią, generują potężne koszty w ramach nieskutecznego, tradycyjnego leczenia i bezpowrotnie tracą zdrowie?
To przede wszystkim dzieci oraz osoby z najrzadszymi mutacjami, dla których są już skuteczne leki. Tym chorym, wcześniej niż pacjentkom z rakiem szyjki macicy, obiecywano rozszerzenie refundacji. Wciąż czekają.
Jeśli teraz przykładowo jakieś stowarzyszenie zajmujące się pacjentami z mukowiscydozą upomni się o realizację tamtych obietnic, usłyszy w Ministerstwie Zdrowia (postępowanie utknęło na wcześniejszym etapie niż refundacja), że nic z tego, bo leki dostały już kobiety z rakiem?
Wiadomo, że ciężko finansować wszystko, gdy kołdra jest za krótka, ale odrobina taktu i delikatności, także w pismach oficjalnych, nikomu by nie zaszkodziła. A nasze wątpliwości co do treści powyższego, będziemy rozwiewać w NFZ.
Pacjentki z rakiem szyjki macicy nie odpowiadają też za bubel prawny, jakim okazał się Fundusz Medyczny i takie "wyjaśnienia" kierowane przecież do kobiet, których życie jest zagrożone, wydają się co najmniej niepokojące.
Brak nowego leku dla pacjentek z rakiem szyjki macicy - odpowiedź Ministerstwa Zdrowia
Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało dopiero w październiku i potwierdziło informacje przekazane wcześniej przez Fundusz, wskazując, że są już pozawierane umowy dla większości województw - pozostaje problem w woj. pomorskim i mazowieckim. oczywiście, to nadal nie oznacza leczenia konkretnych osób.
Ministerstwo przypomina, że od ogłoszenia refundacji do jego realizacji mijają miesiące, bo najpierw jest ogłoszenie, potem kontraktowanie, a czas ucieka, i jest to zgodne z aktualnie obowiązującymi przepisami.
Zarazem podpisany pod dokumentem Marek Kos, podsekretarz stanu w resorcie zdrowia, zapewnia, że Ministerstwo Zdrowia dostrzega ten problem i "planuje implantację rozwiązań legislacyjnych" w nowelizowanej ustawie refundacyjnej.
Zmiana ma skutkować przede wszystkim tym, że nowe leki będą realnie dostępne dla pacjentów od dnia ogłoszenia refundacji, a nie za kilka miesięcy, a nawet później. udaje się w innych krajach, więc teoretycznie jest to możliwe.
Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Zwłaszcza że procedowanie nowelizacji też nie idzie u nas ostatnio jakoś piorunem, a w tym czasie giną ludzie.