Anita Karwowska PAP: Pod koniec sierpnia rząd ogłosił wytyczne o przerywaniu ciąży. Nie zmieniają one prawa aborcyjnego, ale dają wykładnię, jak należy je czytać. Mówią m.in. jednoznacznie, że zagrożenie dla zdrowia psychicznego ciężarnej może być przesłanką do aborcji. Pani miała w swojej praktyce takie pacjentki. Czy odkąd weszły wytyczne, widzi panią różnicę w podejściu lekarzy do pacjentek, u których stwierdziła pani przesłankę do aborcji ze względu na ich stan psychiczny?
Dr Maja Herman: Tak, wytyczne już działają.
PAP: Jak?
M.H.: Szpitale zaczęły przeprowadzać zabiegi terminacji ciąży, gdy są do tego przesłanki, bez przeciągania czasu i mnożenia wymówek, że sprawa wymaga jeszcze konsultacji, dodatkowych badań itd.
PAP: To te same szpitale, w których wcześniej pani pacjentkom utrudniano aborcję?
M.H.: Tak, mówię o szpitalach, w których wcześniej moim pacjentkom stwarzano problemy. Oczywiście były też szpitale, które nie robiły problemów. W nich nic się nie zmieniło – lekarze nie mieszają tam własnych poglądów z prawami pacjenta.
PAP: Co stoi za tą zmianą zachowania lekarzy, którzy do tej pory mieli opory, by wykonać legalny zabieg?
M.H. Myślę, że przestali się bać.
PAP: Czego, skoro w prawie nic się nie zmieniło? Ten sam zespół lekarzy, który miesiąc wcześniej mówił pacjentce "nie", teraz mówi "tak".
M.H.: Przez ostatnie lata atmosfera wokół legalnej aborcji powodowała, że lekarze nie wykonywali zabiegów z obawy przed prokuratorem. Jasna wykładnia prawa wyłożona przez premiera, minister zdrowia i ministra sprawiedliwości spowodowała, że ta atmosfera zaczęła się zmieniać.
PAP: W związku z wytycznymi uwaga skupiła się na psychiatrach jako specjalistach mogących stwierdzić, że występuje przesłanka do aborcji. Powstać mają rekomendacje Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Dlaczego dopiero teraz?
M.H.: 20 października 2020 r. zdezaktualizowała się przesłanka, że ciężkie i nieuleczane wady płodu są podstawą do wykonania świadczenia medycznego, jakim jest aborcja. Dlaczego wtedy ani konsultant krajowy, ani PTP nie wydało rekomendacji dla psychiatrów, jak pomagać kobietom, które wyrokiem TK są zmuszone do rodzenia w przypadku ciężkich wad płodu? Zostaliśmy z tym sami.
PAP: Ilu psychiatrów w Polsce wystawia zaświadczenia kwalifikujące do aborcji w takich sytuacjach?
M.H.: Nie jestem w stanie tego oszacować, ale na pewno jestem w mniejszości. Znam dwie lekarki, które również przyjmują takie pacjentki. Środowisko wie o tym i część psychiatrów odsyła ciężarne z wadami letalnymi u płodu do nas.
Osobiście i zawodowo to dla mnie najcięższy rodzaj pacjentek, ponieważ w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach to kobiety, które marzyły o posiadaniu dzieci.
PAP: W Polsce jest ok. 4,5 tys. psychiatrów dla dorosłych. A pani powiedziała o trójce, do której mogą zgłosić się pacjentki w ciąży, która może zagrażać ich zdrowiu lub życiu. Co z pozostałymi?
M.H.: Dla części to niezgodne ze światopoglądem. Inni się do tej pory bali, niektórzy mówili, że czekają na wytyczne Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i Naczelnej Izby Lekarskiej, by mieć podkładkę.
PAP: A czy miała pani jakieś kłopoty prawne w związku ze swoją działalnością?
M.H.: Nie, nigdy.
PAP: Padają głosy podające w wątpliwość zaświadczenia od psychiatrów do aborcji, jakby były mniej wiarygodne, mniej zasadne. Z czego to się bierze?
M.H.: Z nieznajomości psychiatrii. Podstawą stawiania diagnozy w medycynie – każdej specjalizacji – jest wywiad lekarski. Robi to kardiolog, ginekolog i robię to ja. Wywiad psychiatryczny jest złożony, diagnoza absolutnie nie jest pochopna. Opinia, o której pani mówi, jest głęboko niesprawiedliwa.
PAP: Jak więc ocenia pani zagrożenie związane z utrzymaniem ciąży u pacjentki z ciężką wadą u płodu? Kiedy wie pani, że to przypadek, gdzie wskazana jest aborcja, a kiedy inny sposób może pomóc kobiecie?
M.H.: Najczęściej w przypadku pacjentek, które zgłaszają się z tego typu problemem, występują zaburzenia adaptacyjne. To stan, kiedy człowiek nie jest w stanie przywyknąć do sytuacji, którą zrzucił mu los i jego zdolności kompensacyjne się wyczerpały. Czyli nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
PAP: Co się dzieje z taką osobą?
M.H.: Najczęstsze objawy u pacjentek, które zjawiają się z powodu tego problemu, to rozpacz, zaburzenia koncentracji i uwagi, poczucie beznadziei, spadek własnej wartości, lęk o przyszłość, zaburzenia snu, apetytu i dezorganizacja myślenia.
Te pacjentki zazwyczaj mówią, że ich świat właśnie się skończył. Boją się, że dziecko cierpi i będzie cierpieć po urodzeniu. Nie są w stanie tego znieść, bo wady, które wykryto u ich dzieci to nie niewielki defekt, ale głębokie uszkodzenia czy choroby. Np. łamliwości kości najgorszego wariantu genetycznego, gdzie każdy ruch wód płodowych powoduje, że płód ma złamaną albo zmiażdżoną kolejną kosteczkę.
Boją się też czasem, że im samym coś się stanie i nie przeżyją. Jedna z pacjentek usłyszała od lekarza, że nie można przeprowadzić u niej zabiegu terminacji z powodu wady płodu, a jednocześnie stwierdzono u niej ryzyko krwiaka. Na pocieszenie usłyszała, że specjalnie dla niej zabezpieczone są z banku krwi jednostki krwi, na wypadek, gdy zacznie się wykrwawiać. Było to jawne złamanie jej praw – odmowa aborcji w sytuacji zagrożenia jej życia.
Polecany artykuł:
PAP: Przeciwnicy aborcji alarmują, że rząd swoimi wytycznymi otworzył szeroko drzwi do aborcji. Czy tak jest?
M.H.: Jeśli ktoś myśli, że teraz kobiety szturmem uderzą do psychiatrów po zaświadczenia do aborcji, jest w błędzie. To populistyczne gadanie, żeby nastawić ludzi przeciwko przesłance do przerwania ciąży z powodu zagrożenia zdrowia lub życia kobiety. Po pomoc zgłaszają się tylko kobiety w najbardziej dramatycznych sytuacjach. O żadnej masowości nie ma mowy.
PAP: Z tą przesłanką wiąże się pytanie o to, do jakiego etapu ciąży można ją przerwać. Ministra zdrowia podkreśliła, że nie ma granicy, do której można przeprowadzić aborcję w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia kobiety. W ocenie Episkopatu oznacza to, że teraz można dostać zgodę na aborcję w dziewiątym miesiącu. Na jakim etapie ciąży są pacjentki, które przychodzą do pani?
M.H.: Najpierw zastrzeżenie – w tym braku ograniczenia czasowego nie chodzi o to, by wykonywać aborcję bez ograniczeń. Chodzi w niej o to, że na pierwszym miejscu jest zdrowie i życie matki, jeżeli jest zagrożone.
Pacjentki, które chcą przerwać ciążę ze względu na wadę płodu, nie przychodzą w ósmym miesiącu ciąży. Średnio to pacjentki między dwunastym a trzynastym, czasem do piętnastego tygodnia ciąży, kiedy badania nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że płód jest uszkodzony i nie ma już nadziei, że może być jeszcze inaczej. Diagnoza jest jednoznaczna.
PAP: Stwierdziła pani kiedykolwiek, że na aborcję jest za późno?
M.H.: Miałam pacjentki, które zgłosiły się do mnie w 25. tygodniu ciąży. Najprawdopodobniej zatajano przed nimi informacje o stanie płodu na wcześniejszych etapach ciąży, że wszystko jest z dzieckiem w porządku. Prawdę poznały w 24. tygodniu, gdy przypadkiem trafiły do innego lekarza. Co się okazywało? Że płód jest skrajnie zniekształcony, a wady są bardzo ciężkie i nieodwracalne. Ich świat się po prostu załamywał. Chciały jedynie, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Pomogłam im.
PAP: A czy przychodzą kobiety w zdrowej ciąży, które nie chcą tego dziecka? Czy taka sytuacja może powodować zaburzenia psychiczne i czy pani zdaniem to jest przesłanka do tego, żeby zarekomendować aborcję?
M.H.: Teoretycznie tak, bo to jest czynnik stresowy. Jestem w niechcianej ciąży, jest to czynnik stresowy, nie umiem sobie wyobrazić tego, że mam urodzić to dziecko, ten stres sprawia, że pojawia się u mnie zagrożenie mojego zdrowia.
Tylko że w praktyce takie kobiety nie czekają z aborcją do momentu, gdy trzeba ją będzie wykonać w szpitalu. Sprawę załatwiają same wcześniej – stosują aborcję farmakologiczną albo wyjeżdżają za granicę.
Gdybym miała jednak w gabinecie kobietę we wczesnej ciąży, która dowiedziała się o niej wczoraj i wpadła w panikę, to bałabym się postawić diagnozę, że występuje zagrożenie dla jej zdrowia psychicznego. Uznałabym, że pacjentka potrzebuje czasu na ocenę sytuacji – być może oceni, że bycie w ciąży i konsekwencje tego to dla niej zbyt dużo, a być może po kilku dniach, gdy szok opadnie, ona stwierdzi, że nic piękniejszego nie może się zdarzyć. W tzw. ostrej reakcji na stres – do 48 godzin od sytuacji stresowej – mogło to by być błędem.