"Byliśmy niedoszacowani. Straciliśmy zdrowie i czas". Pacjenci popierają protest chirurgów

2024-07-29 20:48

U pana Adriana* banalny ropień niewłaściwie leczony stał się powodem wyłonienia stomii. Mąż pani Jowity musiał na leczenie z Malborka jechać aż do Poznania, a w wyniku zaniedbań o mały włos nie zginął przez sepsę. Oni doskonale wiedzą, o co chodzi w proteście chirurgów i stoją za nimi murem.

Byliśmy niedoszacowani. Straciliśmy zdrowie i czas. Pacjenci popierają protest chirurgów

i

Autor: GettyImages

O proteście Towarzystwa Chirurgów Polskich zrobiło się głośniej na początku lipca. Lekarze zwracali wówczas uwagę na 4 newralgiczne obszary, które wkrótce mogą doprowadzić do zapaści, czyli:

  • braki kadrowe,
  • marginalizowanie roli chirurgii w systemie ochrony zdrowia,
  • utrudnienie pacjentom dostępu do procedur chirurgicznych,
  • wyceny procedur chirurgicznych poniżej realnych kosztów ich wykonania.

Tak, w tym proteście chodzi o pieniądze, które jednak przekładają się bezpośrednio na osobiste dramaty pacjentów.

Jeśli nie do końca wiesz, o co chodzi, poznaj historię pana Adriana i męża pani Jowity. Może zrozumiesz, dlaczego zdecydowali się opowiedzieć nam o swoich doświadczeniach i jak to może się przełożyć na twoją przyszłość oraz zdrowie.

Chirurgiczne usuwanie znamion

Protest chirurgów - cisza przed burzą

Napięcia na linii: chirurdzy - resort zdrowia dotyczą przede wszystkim niedoszacowania w opinii medyków części procedur medycznych, np. dotyczących jelita grubego.

Jest tajemnicą poliszynela, że wyceny procedur chirurgicznych w Polsce od dawna budzą kontrowersje. Wydają się niekonsekwentne, a nawet niesprawiedliwe i wymagają uporządkowania.

Na niektórych procedurach szpitale dość dobrze zarabiają, do innych trzeba dokładać i wydaje się, że nie zależy to od ich ważności dla zdrowia Polaków.

Lekarze czasem sobie żartują, że patrząc na wyceny, można od razu zorientować się, z jakimi problemami zdrowotnymi najczęściej borykają się politycy. Tam bowiem, gdzie być może widzą swoje własne potrzeby, wyceny są wręcz zawyżane. Gdzie indziej pacjenci i ich lekarze mają problem.

To oczywiście tylko żarty, powtarzane niezależnie od tego, kto akurat trzyma stery władzy.

9 lipca wydawało się, że wiszący nad nami kryzys zostaje czasowo zażegnany przynajmniej do jesieni. NFZ, Towarzystwo Chirurgów Polskich i Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji opublikowali wspólne stanowisko, w którym zapowiedzieli wspólne, ponowne przeanalizowanie wycen, prace w zespołach etc.

AOTMiT, chociaż może nie jest instytucją powszechnie znaną Polakom, w opiece zdrowotnej ma ogromny wpływ na jej jakość, na dostęp Polaków do nowych technologii i generalnie na skuteczne wdrażanie nowych procedur medycznych.

NFZ trzyma pieniądze.

Chirurdzy mają największą wiedzę w zakresie procedur - ich realnych kosztów, potrzebnych kwalifikacji personelu, czasu rehabilitacji, konsekwencji wyboru danego rozwiązania etc.

Niestety, wkrótce potem ministra zdrowia Izabela Leszczyna wywołała pewną konsternację w środowisku, sugerując, że problemu to w zasadzie nie ma, pieniędzy na chirurgię jest dość itd.

Część chirurgów uznała to wręcz za próbę przyparcia do muru i zaburzenie równowagi w planowanych negocjacjach.

Pisaliśmy o tym w "Poradniku Zdrowie". Dziś do tematu wracamy, bo TChP pozyskało w sporze naturalnych sojuszników - pacjentów, którzy osobiście stali się ofiarami "niedoszacowania procedur". Zgodzili się o tym opowiedzieć.

Poniżej dwa takie świadectwa. Oczywiście, może być ich jeszcze więcej. Oby nie były potrzebne, bo pozostaje wierzyć, że do poważnych negocjacji jednak dojdzie i liczył się w nich będzie pacjent, a nie tylko ogólne liczby w tabelkach.

Od ropnia do stomii i myśli samobójczych - historia pana Adriana

W zasadzie to była banalna rzecz. Panu Adrianowi zrobił się ropień okołoodbytniczy. Teoretycznie coś do szybkiego pokonania i wyleczenia, ale jednak dolegliwość bolesna i wstydliwa dla młodego mężczyzny.

Nim pan Adrian uzyskał właściwą pomoc, minęły lata. Tak, lata. Zdążył pozbyć się skrępowania. Rozpaczliwie szukał pomocy, wszędzie odprawiany z kwitkiem.

- Problem na początku był "tylko" uciążliwy. W końcu całkowicie wykluczył mnie z normalnego funkcjonowania - wspomina pacjent. Ropień i jego konsekwencje wpędziły w końcu pacjenta w ciężką depresję, miał myśli samobójcze.

Wydawało się, że na jego przypadłość nie ma sposobu. Tymczasem udało się go wyleczyć z pomocą relatywnie prostych zabiegów chirurgicznych, oczyszczania chorego miejsca metodą podciśnieniową.

Pacjent wymagał nawet czasowego wyłonienia stomii. Stomię udało się zamknąć. Pan Adrian wrócił do normalnego życia, skończył studia, pracuje. Niewiele brakowało, a skończyłby jako okaleczony rencista.

Dlaczego go to spotkało? Procedury, których wymagał, są niedoszacowane, nie opłacają się placówkom. Nie są więc standardowo stosowane, pacjentów się odsyła, proponuje rozwiązania mniej skuteczne.

Ulitował się jeden szpital i odmienił życie mężczyzny. Na tym ma polegać opieka zdrowotna w XXI wieku.

Można teraz wylać wiadro pomyj na lekarzy za znieczulicę. Nie wolno jednak przy tym zapominać, że jeśli procedura jest nieopłacalna, zadłuża szpital. Nierentowne oddziały i placówki są zamykane, personel traci pracę.

Niekoniecznie zawsze i wszędzie da się kombinować tak, żeby procedury przeszacowane finansowały te niedoszacowane i w efekcie wszyscy byli dobrze leczeni. Opieka zdrowotna nie może opierać się na takiej ekwilibrystyce ekonomicznej. To zawsze prowadzi do nieszczęścia.

Od odleżyny do sepsy - gehenna męża pani Jowity

Mąż pani Jowity jest pacjentem na wózku od kilku lat. Dobrze sobie z tym radzi emocjonalnie. Utrzymuje, na ile to możliwe, sprawność fizyczną.

Jest jedna rzecz, która przez miesiące niszczyła codzienność tej rodziny.

Chociaż pani Jowita troskliwie opiekuje się mężem, generalnie pielęgnacja nie stanowi dla niej problemu, u pacjenta pojawiła się odleżyna na jednym pośladku.

Niestety, zmiana przyjęła formę rozległego odczynu zapalnego pośladka. Nietrudno sobie wyobrazić, co to oznacza na co dzień, zwłaszcza dla kogoś, kto nie chodzi.

Ciągła pielęgnacja i kosztowne opatrunki przynosiły tylko doraźną ulgę i poprawę. Okresowo nawracały jednak ciężkie stany septyczne.

Pacjent aż z Malborka trafił w końcu do Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Onkologii Gastroenterologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Zapanowanie nad odleżyną nie wymagało specjalnie skomplikowanego zabiegu chirurgicznego. Ponieważ jednak procedura jest niedoszacowana i w żaden sposób nie pokrywa rzeczywistych kosztów leczenia, pacjent był zewsząd odsyłany z kwitkiem.

Dopiero placówka w Poznaniu zdecydowała się pomóc, realnie dokładając do chorego.

Obecnie trwa faza gojenia. Wyniki ostateczne jeszcze trudno przesądzać, ale wygląda na to, że problem udało się opanować i skończy się gehenna jeżdżenia do poradni na dyżury ze stanem septycznym, przyjmowania kolejnych antybiotyków i wyrzucania w błoto mnóstwa pieniędzy na opatrunki.

Część opatrunków była refundowana. To także zmarnowane pieniądze, bo bez zabiegu chirurgicznego nie miały najmniejszego sensu.

Procedury niedoszacowane - kto to liczy

Pacjenci tracili czas, pieniądze i zdrowie. Takich chorych w systemie są zapewne tysiące. Wyceniając procedury chirurgiczne, nie liczy się ich bólu, kosztu leczenia powikłań, niepotrzebnych hospitalizacji, czasem niepełnosprawności, której można było uniknąć.

Ekonomia w medycynie nie jest prosta, ale nie stać nas na to, by wciąż niedoszacowany był człowiek.

Teraz nam wszystkim pozostaje czekać na kolejny akt tego dramatu. Jesień?