Naczelny lekarz USA, dr Vivek Murthy, wydał oficjalne ostrzeżenie dla Amerykanów, że spożywanie alkoholu może zwiększyć ryzyko zachorowania na raka i wezwał do umieszczenia zaktualizowanej etykiety ostrzegawczej na wszelkich napojach alkoholowych, także tych, które w USA niesłusznie nie budzą obaw związanych ze zdrowiem, jak piwo i wino.
Dr Murthy to nie tylko jeden z najbardziej znanych lekarzy, ale też niekwestionowany autorytet w środowisku medycznym. Gdy w listopadzie 2013 roku Murthy został nominowany przez Baracka Obamę na stanowisko naczelnego chirurga Stanów Zjednoczonych, decyzję tę poparło ponad 100 organizacji medycznych i zdrowia publicznego w USA.
Za doktorem nie przepadają jednak politycy, zwłaszcza ci, którzy są teraz górą w USA. Potrafi bowiem być kontrowersyjny jak na amerykańskie realia, walcząc z covidową dezinformacją, opowiadając się przeciw broni palnej jako zagrożenia zdrowia publicznego, ale też sprzeciwiając się surowym karom dla osób zażywającym marihuanę.
Obecny apel o o jasny przekaz dla społeczeństwa, że alkohol to zło, zapewne jest jego pożegnalną akcją publiczną na tak eksponowanym stanowisku, zapewne przynajmniej na kilka lat. 20 stycznia kończy się jego kadencja naczelnego lekarza.
Dlaczego na finał akurat ta sprawa jest w ocenie Murthy'ego tak ważna? Czy świat pójdzie jego śladem?
Alkohol - nie ma korzyści, trzeba jasnych komunikatów
Instytucja naczelnego lekarza w USA rzadko wydaje oficjalne zalecenia. Wytyczne, które tradycyjnie formułowane są jasno i jednoznacznie, bez przestrzeni na interpretacje, zarezerwowane są dla problemów, które wymagają natychmiastowej świadomości i działania.
Mają mieć siłę rażenia także przez swoją wyjątkowość, by od razu uświadamiać rangę sprawy. Często stają się punktami zwrotnymi w nawykach zdrowotnych Amerykanów.
Raport naczelnego lekarza z 1964 r. na temat palenia najpewniej rozpoczął zmiany w świadomości na temat tego zabójczego nałogu. Eksperci uważają, że obalił mit kowboja z papierosem w zębach, przyzwolenie na palenie w miejscach publicznych itd. Zapewne uratował wiele ludzkich istnień.
Teraz czas na alkohol. Najwyższy czas. Nowy raport ma na celu obalenie popularnego poglądu, że alkohol może być nieszkodliwy, np. gdy wybieramy tzw. "picie okazjonalne", a zalecenia - uratowanie wielu Amerykanów, którzy od pandemii piją coraz więcej.
Może, podobnie jak raport sprzed 61 lat, wpłynie też na zmiany na całym świecie?
Alkohol jest dobrze znaną, możliwą do uniknięcia przyczyną raka, odpowiedzialną za około 100 000 przypadków zachorowania i 20 000 zgonów z powodu raka rocznie w Stanach Zjednoczonych. Odpowiada też za co najmniej 13 500 ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w USA, jednak większość Amerykanów nie zdaje sobie sprawy z tego ryzyka
- czytamy w oświadczeniu Murthy'ego z 3 stycznia.
Zaledwie 45 proc. Amerykanów wierzy w związek między alkoholem i nowotworami. Szczególnie picie lżejszych trunków, jak piwo i wino, uchodzi powszechnie za bezpieczne.
Alkohol - dlaczego potrzebne są wytyczne i ostrzeżenie na butelkach
Kolorowe etykiety na piwie. Zachwycające, zgrabne butelki z winem. Nie tak powinno być. W środku jest przecież trucizna.
Według hepatologa dr. Briana P. Lee z Keck Medicine na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, który zajmuje się badaniem skutków zdrowotnych picia alkoholu, wielu Amerykanów jest zdezorientowanych co do tego, czy okazjonalne picie jest dla nich dobre, czy złe.
Wiele zamieszania wynika z wcześniejszych badań, które sugerowały, że okazjonalne picie nie szkodzi. Dziś wiemy, że najpewniej nie były prowadzone solidnie i opierały się na niewłaściwej metodologii. Okazjonalne picie tak naprawdę nie daje żadnych korzyści, a może szkodzić
- stwierdza dr Lee.
Alkohol jest trzecią, po paleniu i otyłości, najczęstszą przyczyną raka w USA, której można zapobiec.
Obecnie stosowana etykieta ostrzegawcza mówi tylko, że kobiety nie powinny pić napojów alkoholowych w czasie ciąży oraz że spożywanie alkoholu upośledza zdolność prowadzenia samochodu lub obsługiwania maszyn i może powodować problemy zdrowotne.
Nic o raku.
Zobacz także: 7 ważnych badań na NFZ
Alkohol - ostrzeżenia na butelkach jak na papierosach
W Polsce temat ewentualnych ostrzeżeń na butelkach z alkoholem nie jest nowy. Przy okazji afery z alkotubkami jesienią ubiegłego roku, były dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych PARPA (obecnie Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, KCPU) Krzysztof Brzózka, apelował o wprowadzenie ostrzeżeń na butelkach alkoholu, podobnych do tych na paczkach papierosów.
Nie będzie to łatwe - u nas także pokutuje pogląd, że "lżejsze alkohole" nie szkodzą, a nawet przekonanie, że mogą być dobre dla serca czy nerek. Argumenty, że badania, które to sugerowały, nie były niezależne, a powiązane z producentami alkoholi, jeszcze nie dotarły powszechnie, ale trzeba wierzyć, że w końcu dotrą.
W Polsce, w wielu środowiskach wciąż jeszcze wstyd nie pić i potrzeba odwagi, by deklarować życie w trzeźwości. Znany lekarz rodzinny Michał Domaszewski, który sam nie pije od kilku lat i konsekwentnie ostrzega pacjentów przed zagrożeniami wynikającymi z picia "niewinnego piwka" i reszty, popiera w pełni pomysł z ostrzeżeniami na butelkach.
Jak najbardziej uważam, że powinno się ostrzegać ludzi przed alkoholem. Przecież zachęceni ładną etykietką, zwiększają u siebie ryzyko śmiertelnych chorób, pijąc tę truciznę. I tyle. Proste!
- podsumowuje lekarz. Nie widzi bowiem powodu, dla którego mielibyśmy traktować alkohol inaczej niż papierosy. One prowadzą do raka płuca, a on do nowotworów układu pokarmowego i innych.